sobota, 16 czerwca 2012

Podróż do Norwegii: Dodatek - Ptaki w Norwegii



Ptaki w Norwegii

                                                                                                                                    
Niekwestionowany faworyt w konkursie na najgłośniejsze stworzenie w Norwegii. Słyną z upodobania do srania na buty Polaków i grzebania w ich śmieciach, fantazyjnie rozrzucając je wokoło. Ich ulubionym daniem zdaje się być surowe Gnochi i ryż w workach. Wyspecjalizowane w nocnej podjebce z przedsionka namiotu, są niezauważalne i, o dziwo, (wtedy) niesłyszalne. Do Ptaka Norweskiego zalicza się mewy, kaczki, i szczególnie głośne, Pomarańczowodziobe Ujadacze.
                                                                                                                                       



                             na drugim planie zawstydzone Ujadacze, 
                             w towarzystwie Wiecznie-Syczącego Łabędzia

Podróż do Norwegii: Dzień 9

Dzień 9

 

3.06.2012 r.

             
                                       

     Pierwsza noc w całości przespana. W nijakim nastroju udaje się na poranna toaletę, a następnie do sklepu Meny, z zamiarem kupna chleba i oddania nazbieranych butelek. Pechowo, wszystkie sklepy w Norwegii są w niedzieli zamknięte. 
 
Po ogromie racji żywieniowych, które spożywam, dochodzę do wniosku, że mój organizm podjął już decyzję o wcześniejszym powrocie do Polski.
 
Nie możemy wynaleźć sobie z Maksem żadnego zajęcia, toteż sjesta trwa już właściwie cały dzień. Jedyną zmianą jest przeniesienie się z namiotów na wzgórze Vardas, oddalone o 15 minut spaceru od kampingu.
Wokół mnie coraz bardziej ochoczo spacerują czerwone mrówki, których ukąszenie jest ponoć bardzo bolesne. 
 
Zaczyna padać. Po raz 14-sty w ciągu tego dnia.
 
A jednak reguła, wedle której gdy nie dzieje się nic niezwyczajnego, zdarza się coś niespodziewanego, sprawdza się! Znudzony bezczynnością, postanawiam pobiegać. W drodze powrotnej zostaje zaczepiony przez Norwega, jak się później okazało, 73-letniego, przemiłego Johana. Moja odpowiedź: „Sorry, but I speak English”, nie wróży nawiązania głębszej znajomości, jednak Johan swobodnie włada językiem angielskim. Podobnie jak niemieckim, francuskim i rosyjskim .
Johan lubi korzystać z Facebooka i nowe technologie. I choć dla jego żony to dziwactwo, śmieje się, że to nie jego wina, że urodził się aż 73 lata temu i dlatego teraz stara się korzystać ze wszystkich dobrodziejstw współczesnego świata. Uważa strajkujących Norwegów za półgłówków, którzy mają wszystko, czego potrzebują, mimo to chcą więcej i więcej. Mówi też, że Norwedzy, jako bardzo bogaty naród, mają w bankach łącznie 2000 miliardów koron norweskich, co po szybkim przeliczeniu daje 1000 miliardów złotych (niestety – ani Johan, ani ja, ani mój współlokator namiotowy - Maks nie potrafimy określić tej jednostki; podejrzewamy, że tysiąc miliardów to tryliard). Johan mówi, że Norwedzy byliby jeszcze bogatsi, bo w 2010 odkryto kolejne, wielkie złoża ropy naftowej na terytoriach morskich należących do Norwegii. Jednak Norwedzy wolą łowić ryby i cieszyć się pięknem i czystością swojego kraju, czego Norwegii odmówić nie można.
Johan jest tak otwarty i pełen energii, że zaczynam mieć podejrzenie co do jego skandynawskiej narodowości. Ostatecznie rozwiewa wszelkie moje wątpliwości, gdy w odpowiedzi na sugestywne pytanie: „Do you know somebody who need some help with housework?” dopełnione pełnymi rozpaczy słowami „Since almost three weeks I couldn’t find any job”, czy „I’m just student, you know…” jak każdy rodowity Skandynawianin , wspiera mnie dobrym słowem w poszukiwaniu pracy, ale choć bardzo chce, nie jest w stanie mi pomóc.
Mimo to, jestem bogatszy. Poznanie takiego człowieka jest bowiem wartościowym doświadczeniem.

Pomimo wesołego nastroju wywołanego nawiązaną znajomością, mam ochotę zajebać wszystkie kraczące jak sam skurwysyn ptaki w Norwegii.

piątek, 15 czerwca 2012

Podróż do Norwegii: Dzień 8


Dzień 8


2.06.2012 r.



                            Andrzej przed wyjazdem udziela wskazówek, jak 
                            gestem oczarować głuchonieme kobiety. 
                            Na zdjęciu gest: "wpadłaś mi w oko".
                            mniej więcej takimi miały nas widzieć boskie Norweżki
                            na planowanym, wieczornym clubbingu w Sandefjord

     Budzi mnie rozmowa telefoniczna, dobiegająca do moich uszu z sąsiedniego namiotu. To Pan Zbigniew proponuje pracę dwóm osobom – Andrzejowi i Pawłowi. Mają wracać do Drammen i tam mieszkać w przyczepie swojego pracodawcy. Że też nie mamy norweskich numerów, wtedy zadzwoniłby do nas – myślimy z Maksem.
Po odprowadzeniu Andrzeja i Pawła na autobus, zostajemy z Maksem sami. Po jego śniadaniu, a moim prysznicu (w zlewie), idziemy pływać pontonem po Morzu Północnym. Postanawiamy na stałe przełączyć się na tryb turysty, bo uczucie ciągłego poszukiwania pracy po domach pogarsza nasze samopoczucie. Jedynym odstępstwem od rozkoszowania się wakacjami jest zbieranie butelek. 

                                 rozgwiazda w towarzystwie białych plam

                      choć trudno w to uwierzyć, trzymanym przeze mnie przedmiotem
                      nie jest kij z kawałkiem styropianu, a wiosło, które zaprowadziło 
                      nas z lądu (w tle) na miniaturową wysepkę (na pierwszym planie)

Po obiedzie w naszych głowach rodzi się plan, jaki rodzi się w głowach większości młodych turystów. Postanawiamy wyjść wieczorem na miasto i poznać miłe dziewczyny. W rynku, oddalonym od naszego kampingu o 4,5 kilometra, doliczamy się maksymalnie 12 osób znajdujących się jednocześnie w zasięgu naszego wzroku. Naszą ostatnią deską ratunku stają się odgłosy imprezy, dochodzące z jednego z mieszkań na rynku. Gdy w oknie mieszkania pojawia się urocza blondynka, ruszamy w tamtym kierunku. Zachęceni uśmiechem, podchodzimy bliżej, a Max pozwala sobie nawet na machanie do naszej Nadziei. Niestety, pomimo odpowiedzi podobnym gestem, Pani nie zaprasza nas do Królestwa Rozkoszy. 

 Kolacja na kampingu ma dziś smak porażki.
                             "gdyby tylko zobaczyła mój wielki namiot" - wzdycha
                           w kampingowej kuchni Maks, analizując nieudany podryw.

czwartek, 14 czerwca 2012

Podróż do Norwegii: Dzień 7


Dzień 7

1.06.2012r. 


                             wzgórze Vardas, z którego rozpościera się wspaniały
                             widok na Morze Norweskie i okoliczne fiordy
                              Morze Norweskie i okoliczne fiordy



     Kolejny dzień w Sandefjord. Wczoraj odkryłem piękne miejsce, z którego rozpościera się widok na całe wybrzeże, a dziś zabieram tam Pawła, z którym mam szukać pracy po domach. Niestety, któremuś z okolicznych mieszkańców bardzo nie podoba się nasza wizyta na wzgórzu i stara się on poszczuć nas psem, który jest trzymany na tak długiej smyczy, że jego właściciel nie musi się ujawniać – bezpiecznie czeka za drzewem. Pies łasi się do Pawła, więc plan niegościnnego mieszkańca wzgórza runie w gruzach. Wyczuwając napięcie, postanawiamy się jednak stamtąd zabrać, dodatkowo dręczeni myślami o obowiązku poszukiwania pracy. Poszukiwanie pracy okazuje się zajęciem żenującym, bo wymusza oferowanie pomocy w pracach, które każdy z mieszkańców Sandefjord może wykonać sam, pod warunkiem, że nie był obarczony chorobą zespołu Downa. I my o tym wiemy, i oni o tym wiedzą. Farsę kończymy po 10-ciu nieudanych próbach, mimo iż obiecujemy sobie odwiedzenie przynajmniej 100 domów. Po powrocie na obiad, resztę dnia spędzam jak turysta. 

     Wreszcie zasypiam z deficytowym uczuciem, że mam wakacje.

                             trawka, mchy i porosty
                             gościnny piesek na smyczy niegościnnego Norwega

środa, 13 czerwca 2012

Podróż do Norwegii: Dzień 6


Dzień 6

31.05.2012 r.



                           kaczki przypłynęły, żeby się pożegnać, z nadzieją
                           że znów uda im się coś podpieprzyć
                            jak widać, bolid Andrzeja króluje na szosie i zostawia
                           inne pojazdy w tyle

Tym razem się nie spóźnię.
     Budzę się koło godziny 6-tej. Koledzy dziwią się, że wywiązałem się z umowy i kupiłem chleb przed godziną 9-tą. Po śniadaniu zaczynamy się pakować, a mnie przez chwile ogarnia gorączkowy nastrój rozpoczynającej się przygody, który odczuwa się przed podróżą. Mija on wraz z pchnięciem bagażowego wózka, który przyszło mi prowadzić.
 
Żegnamy się z kaczkami i opuszczamy Camping Drammen.
Pan Zbigniew, u którego rady zasięga Andrzej, doradza żebyśmy spróbowali poszukać pracy w Sandefjord (im większe miasta, tym większa szansa na znalezienie pracy).
Z wyznaczonego miejsca odbiera nas bus, prowadzony przez, ku naszemu zaskoczeniu, atrakcyjną kobietę. Z tego powodu pasażerowie, składający się głównie z przedstawicieli płci męskiej, są nieprzeciętnie ożywieni.
 
Docieramy na lotnisko, gdzie przesiadamy się w autobus, a następnie w pociąg relacji Sandefjord Torp-Sandefjord Sentrum. Nieco zaniepokojeni faktem, że trzech na czterech napotkanych Norwegów to osoby z zespołem Downa, kierujemy się w stronę pubu, wierząc, że osoby tam przebywające, są co najwyżej chore na alkoholizm. Z pubu wyłania się dwóch braci, którzy są Norweskimi, pijanymi i 30 lat starszymi odpowiednikami bliźniaków Freda i Georga. Niestety nie godzą się na wspólne zdjęcie, ale udzielają cennych informacji dotyczących parków i kampingów, na których możemy się rozbić. Następnym przejawem dobrej woli człowieka, której ciągle doświadczamy, jest podwiezienie nas przez pewną kobietę na kamping. 
    Dopiero na Granholmen Camping, położonym przy morzu, czujemy, że jesteśmy w Norwegii.

A w Norwegii jest bardzo ładnie.

                           autor zdjęcia będący jednocześnie modelem, wygląda
                           na człowieka uśmiechniętego w sposób Norweski
                           Domek wielkości psiego domu jednomiotowego,
                           o prawdopodobnym braku przeznaczenia. Jest to częsty
                           cel budowania norweskich domków.

wtorek, 12 czerwca 2012

Podróż do Norwegii: Dzień 5


Dzień 5

30.05.2012 r.


      Pan Zbigniew, do którego kontakt otrzymaliśmy od Piotrka, znajomego Kari, zaprosza nas do swojego biura pośrednictwa pracy. Mówi,  że chociaż nie mamy żadnych specjalizacji, zadzwoni. Z pewnością.
Wobec pogłębiającego się uczucia beznadziei, postanawiamy się przeprowadzić. Myślimy o dwóch miastach: Sandefjord i Tønsberg.
Siedząc w ogródku McDonalda i korzystając z darmowego Internetu dla klientów, jesteśmy kuszeni zapachami z wewnątrz restauracji. Każdy ma ochotę na cheeseburgera, ale każdy wie, że nas na niego nie stać. 

W tym momencie ostatnia podwyżka produktów ze  „strefy dobrych cen” w restauracjach McDonalds w Polsce nie robi na nas żadnego wrażenia. 

 

       Chłopaki, oprócz wyjazdu z Drammen, coraz poważniej myślą o powrocie do Polski. Choć początkowo staram się o tym nie myśleć, pomysł ten coraz częściej pojawia się w mojej głowie.



poniedziałek, 11 czerwca 2012

Podróż do Norwegii: Dzień 4

 

Dzień 4

29.05.2012r.

                              szerokość pasa dla pieszych w Norwegii to porówny-
                              -walnie szerokość pasa dla samochodów w Polsce
                              Drammen - Most Ypsylon - zobacz w panoramie

     Cztery minuty spóźnienia powodują, że Henry jedzie z chłopakami beze mnie do Lier. Zdenerwowany, udaje się do centrum Drammen na długi spacer z elementami poszukiwania pracy. Niestety, z racji moich ograniczonych umiejętności (cutting the grass, painting houses) firma Manpower nie przewiduje dla mnie żadnej pracy w najbliższym czasie. Przedstawiciela firmy nieco dziwi moje miejsce zamieszkania - Namiot, Kamping Drammen. Podając mi wizytówkę, nieśmiało pyta czy mam tam telefon, lub może nawet Internet. Okłamuje go, że oczywiście, mam. 
 
Długo szukam mostu, umożliwiającego przejście na drugą stronę rzeki Drammen. Norweskokrwisty Norweg, nie wiedzieć czemu stojący na środku ulicy, znajdujący się (jak się później okazało) w odległości nie większej niż 300 metrów od mostu, niestety nie potrafi wskazać mi drogi na drugą stronę rzeki, gdzie znajdował się mój kamping. Wreszcie odnajduje drogą (z wcześniejszą pomocą pani z pieskiem), jednak zajmuje mi to dużo więcej czasu, niż przypuszczałem.
  
Po dotarciu do miejsca zamieszkania - kampingu - zdałem sobie sprawę z istnienia dwóch specyficznych stref czasowych w Norwegii - czasu wstawania i czasu spania. Nie dotyczy to jedynie Polaków, bezskutecznie szukających pracy, ale także Norwegów, których ulubioną formą rekreacji jest camping. Prawie za każdym razem, spotykam ich ubranych w szlafroki. Niezależnie od pory, szlafroki mogą oznaczać, że właśnie szykują się do drzemki, lub, że wypoczęci snem, zamierzają trochę posiedzieć w ciszy przed pójściem spać.
     Mija osiem godzin od czasu mojego wstania, i najwyższa pora przenieść się w czas spania.
 
                             do dziś nikt z podróżnych nie rozwiązał zagadki tajem-
                             -niczej mazi, która pojawiła się na ustach Maxa